Na wczoraj media szumnie zapowiadały przyjście zimy. Jako że poczyniłem pewne przygotowania na jej przyjście, soboty wypatrywałem z utęsknieniem. Do końca nie wiedziałem, czy moje paczki przyjdą na czas, ale Poczta Polska mile mnie zaskoczyła i jakimś drugim rzutem popołudniem zapukał listonosz i wręczył mojej żonie przesyłki. (o moim ekwipunku też pewnie kiedyś napiszę) Psychicznie już dawno temu nastroiłem się na bieganie w mrozie i śniegu. Pozostało mi tylko czekać na śnieg.
Sobota, godzina 5:15. Wyglądam przez okno - JEST! Ale, ale tylko na dachach domów i na samochodach. Na trawnikach same reszteczki, a ulice czarne. Do tego deszcz.
Deszcz padał przez cały dzień. A przez cały dzień w prognozach mówili o opadach ŚNIEGU z deszczem. Inny jest ten nasz Zamość... No, ale sobota w tygodniu jest tylko jedna, więc jak głosi pewne powiedzenie: "czy to zima, czy to lato, każdy skin ma depilator" - eee, nie bardzo nam pasuje.
Czy deszcz, czy słońce, pobiegać trzeba. A więc deszczowo było. Ducha mego jednak płaczliwe niebo nie złamało, przystopowało tylko chęci wyruszenia gdzieś dalej. To w sumie normalne - nie ma nic rozsądnego w moknięciu do suchej nitki i wsiadaniu do samochodu. Po czymś takim od razu wchodzi się pod gorący prysznic i popija się wodę/herbatę z cytryną.
Gdzie więc byłem? Pobiegłem obwodnicą w miejsce, gdzie spędziłem dzieciństwo, odwiedziłem rodziców, wypiłem gorącą herbatę, zjadłem banana i wyruszyłem w drogę powrotną do domu. Miałem wracać też obwodnicą, ale że to tak trochę nudnawo, to pobiegłem przez miasto. Może kogoś zainspiruje widok biegnącego w deszczu... Choć większość pewnie myślała sobie "co za idiota/debil - przecież pada! Zaraz będzie zdychał na płuca". Mhm, mówcie mi jeszcze. To też sprawa tego w czym się biega, ale to na inny odcinek.
Biegnąc ulicą Peowiaków mija się stary cmentarz. Z racji zblizających się świąt wstąpiłem więc na grób pradziadków. O mały włos nie znalazłbym tego miejsca - brak mojej orientacji w terenie dla kogoś, kto mnie zna jest wręcz legendarny, a ktoś, kto tego nie wie, myśli pewnie, że udaję... Z lewej strony tego pomnika ktoś posadził takie dwu mterowe drzewa, które całkowicie zasłaniają grób pradziadków AKURAT od tej strony, od której ja wchodziłem. Musiałem wybiec z cmentarza i wejść tym samym wejściem, co zawsze. I okazało się, że dobrze biegłem i byłem zaraz obok, tylko właśnie przez te chaszcze nie dało się zobaczyć grobu. Ciężko coś odczytać z tablicy. Ktoś, kto to robił dał ciała - przy zamówieniu można było zaznaczyć, że
Na niedzielę zaproponowałem sobie (i od razu wyraziłem zgodę) wizytę na cmentarzu komunalnym, przeze mnie zwanym "nowym". Tam leży pochowany dziadek, babcia i wujek. Grób dziadka znajdę, ale z babcią i wujkiem zawsze miałem problemy, więc nie wiem jak to będzie. (to właśnie ten cholerny brak orientacji!).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz