sobota, 27 kwietnia 2013

Pierwszy dyplomik

Nie mogę się nie pochwalić pierwszym biegiem... :D


Trening w Krasnobrodzie II

Bieganie po Krasnobrodzie zakończone. Mam mieszane uczucia co do tego wyjazdu. Z jednej strony bardzo mi się podobało, ale z drugiej pozostał pewien niesmak. Dlaczego?

Na wyjazd zdecydowałem się z powodu spaceru z kijkami nordic walking, który był organizowany przez jednego z wuefistów z naszej szkoły. To drugie takie przedsięwzięcie - poprzedni spacer odbył się przed zimą, w zeszłym roku kalendarzowym. Spacer adresowany był do wszystkich chętnych uczniów i ich rodziców. Jaka była frekwencja? Ja, p. R. - organizator i K.K - uczeń. Na ponad 150 uczniów klas IV - VI był aż JEDEN uczeń... Brawa dla ciebie, Konradzie! I wstyd dla wszystkich pozostałych. (jeśli dobrze zapamiętałem, to w poprzednim spacerze udział wzięło 5 osób...) To tyle ze złych wspomnień.

Od dziś wszystkim będę polecał i Krasnobród, i bieganie po górach i bieganie po lesie. Krasnobród ma to szczęście, że leży w przepięknym miejscu. Tak naprawdę zwiedziłem jeszcze zbyt mało, żeby polecić jakiś konkretny kierunek, ale właściwie gdzie by się nie udać, to wszędzie znajdzie się jakiś malowniczy zakątek.

Poniżej zamieszczam zdjęcia z telefonu z Chełmowej Góry.














Chełmowa Góra to wzniesienie, które znajduje się bardzo blisko szkoły - niecałe 1,5 km od boiska. Według mojego garmina ma 330 m n.p.m. a oficjalnie 336. Warto wejść na ten szczyt choćby po to, żeby podziwiać panoramę Krasnobrodu i gęste kompleksy leśne. Widoki z tego miejsca przypominają nieco Bieszczady!

Po zejściu z Chełmowej pożegnaliśmy się, a ja udałem się w stronę Szuru, bo bardzo chciałem w końcu zobaczyć o co chodzi z tą Galerią Szur.








Sam Szur zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Spodziewałem się jakiejś zapadłej dziury (bez obrazy, ale polskie wsie, szczególnie w naszym byłym województwie zamojskim, tak właśnie czasem wyglądają), a tymczasem okazało się, że to taki mały raj. Wioska jest niesamowicie czysta, cichutka, aż taka filmowa wręcz. A o Galerii niewiele mogę powiedzieć oprócz tego, że w końcu wiem, gdzie to jest. Coś dzwoniło na podwórku artysty, ale czy ktoś był w gospodarstwie to ciężko stwierdzić.

Warto w tym miejscu jeszcze wspomnieć o lesie. Przypomniały mi się wakacje z dzieciństwa, kiedy to jeździliśmy do Krasnobrodu z rodzicami na dwutygodniowe turnusy. Pamiętam ten zapach lasu - igły na rozgrzanym piasku i nieruchome powietrze oblepiające korony drzew wokół mnie. Zapach był tak intensywny, że wręcz można się było nim upajać. Słowa... próbuję nieudolnie przekazać to, co mimowolnie zakodowałem w swojej pamięci jako dzieciak.

Na koniec stwierdziłem, że zobaczę jeszcze zalew. Odwiedziłem przy okazji chłopaków, którzy grali mecz na boisku obok zalewu.

I znowu przyszły do mnie wspomnienia. Opuszczając boisko udałem się za znakiem "Krasnobrodzkie Wąwozy" i dotarłem w okolice ośrodka wypoczynkowego, a właściwie bramy tego ośrodka, w którym spędzaliśmy z rodziną wakacje. Dużo się pozmieniało, ale pewne miejsca wyglądają bardzo znajomo. Zdziwiło mnie, że na stoku jest aż tyle domków. A potem zawróciłem w stronę zalewu i dotarło do mnie jak blisko zbiornika ten ośrodek się znajduje. Nie wiem, czy jak byłem dzieckiem to ta droga tak się dłużyła, czy chodziliśmy jakoś inaczej (zalew jest teraz nieco inaczej zaaranżowany), czy po prostu słońce tak dawało w kość, że od razu chciało się być nad wodą?

To na koniec jeszcze zdjęcie znad wody. Nie wiem, dlaczego kiedy robiłem zdjęcie diodki zrobiły psikusa, ale to co zapamiętałem, to dopisałem obok. Zwróćcie uwagę na temperaturę - akurat to dobrze zapamiętałem. Lato normalnie! (albo sprzęt pomiarowy do bani...)


Łącznie wybiegałem 18 km przez 2 godziny i 45 minut. Dużo było postojów i raczej nie przemęczałem się biegając, ale jestem bardzo, BARDZO zadowolony.

Żegnam się Gojirą - prześwietnym francuskim zespołem, który odkrywa przed starymi wyjadaczami metal na nowo! No i te widoki...


PS. Słyszeliśmy ich z MKŻ na żywo w Warszawie, a tu wokalista/gitarzysta Joe Duplantier chwilę po tym jak uścisnąłem mu rękę! :D


piątek, 26 kwietnia 2013

Czy warto biegać w zimie?

Pamiętacie jeszcze zimę? Ile było płaczu, żeby już sobie poszła. A tymczasem okazuje się, że zima biegaczom służy.

Bieganie w ciężkich warunkach opłaciło mi się, bo gdy tylko stopniał śnieg zauważyłem, że znacznie poprawiła mi się szybkość i wytrzymałość. Owszem, ciężko było się zmuszać do wyjścia, szczególnie gdy na dworze było byle jak (a było tak często tej zimy), trudno też biegało się po zamojskich chodnikach - rzadko kiedy były odśnieżone (pisząc "odśnieżone" mam na myśli usunięty śnieg, a nie przyklepany łopatą i posypany piachem), często były oblodzone - łatwo było o kontuzję. Udało mi się jakoś nie wykręcić stawów, nie połamać kości, jedynie co kostka prawa puchła, ale już dawno doszła do siebie. A piach po zimie jeszcze nieposprzątany... Czasem jak wiatr zawieje, to prawie jakby się było na pustyni...

Myślę, że kluczową sprawą wartą wspomnienia przy okazji biegania w zimie jest rozgrzewka. Przed każdym wyjściem naprawdę należy rozruszać stawy, rozgrzać mięśnie, ja jeszcze dodatkowo trochę się rozciągam (są różne pomysły na rozciąganie: jedni twierdzą, że przed treningiem się tego nie robi, inni, że trzeba koniecznie. Mi rozciąganie służy i przed i po treningu). I co ważne - dobieramy intensywność biegu do warunków. Nie ma co robić sprintów, jeśli czujemy, że buty nie mają przyczepności - pozostaje wtedy spokojne rozbieganie. Ale warto zmusić się i wyjść z domu.

Inna sprawa to odpowiedni ubiór. Warto na zimę mieć jakąś termoaktywną odzież lub bieliznę - żeby nie mieć później do siebie pretensji, że jest się chorym, bo nas przewiało (bawełniane ciuchy zatrzymują wilgoć - wystarczy silny wiatr w plecy i przeziębienie gotowe). Czapka też będzie przydatna i ciepłe rękawiczki. A w uszy często wkładałem słuchawki, nawet jeśli nie miałem ochoty słuchać muzyki - skutecznie chronią przed przewianiem. I na koniec buty - biegałem w Pumach Cell Exsis. Bardzo fajne buty z goretexem - nie straszny był mi ani śnieg, ani kałuże. Zakupiłem je przez internet bez wcześniejszego przymierzania i muszę powiedzieć, że to najbardziej trafione buty, bo "leżą" na stopie idealnie. Dosłownie jakby były robione dla mnie :) Szkoda tylko, że przez przedłużającą się zimę tyle się w nich nabiegałem. Mają już ok. 700 km i powolutku jakby zaczynają się rozwalać (pękła siateczka w prawym bucie). Może na następny sezon wypróbuję Adidas Kanadia? (to był mój pierwszy wybór, ale ostatecznie padło na pumy).

I tak już na sam koniec jeszcze słówko o zdrowiu. Biegając w zimie można nieźle zahartować swój organizm. Nie twierdzę, że nie chorowałem tej zimy, ale też nie mogę powiedzieć, żebym był specjalnie wykończony przez choroby. Jak się biega, to się nie ma kiedy chorować! ;P

To co? Warto biegać w zimie? OCZYWIŚCIE!


czwartek, 25 kwietnia 2013

Plany na weekend

Choć prognoza pogody raczej nie jest zachęcająca, to mam nadzieję, że w sobotę uda się zrobić dobry trening w Krasnobrodzie. Doczepiam się do spaceru z kijkami - idziemy w stronę Szuru i z powrotem.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Czwarta "Dycha" do maratonu w Lublinie

I po biegu... Ale co to był za bieg! Ile przeżyć, emocji i... nerwów.

Jeszcze wczoraj bałem się, że zaśpię, ale nie, wstałem o 6:00 bez żadnego problemu. Potem w myślach przypominałem sobie, co przed snem spakowałem do torby - wszystko niby było na miejscu. Nie znałem trasy, więc się nieco obawiałem, czy dojedziemy na czas (nie byłem jeszcze nad Zalewem Zemborzyckim w Lublinie). Koniec końców byliśmy na miejscu ok. 9:30. Start był zaplanowany na 11:00. I to dobrze, że byliśmy wcześniej - nie było problemu z zaparkowaniem samochodu, mieliśmy czas, żeby zorientować się w sytuacji, ja zdążyłem się posilić dwoma bananami (ciągle nie mogę się przekonać do śniadań), A. poznana na facebooku odebrała swój pakiet startowy, z P. porozmawialiśmy o "starych dobrych czasach", rozgrzaliśmy się i jakoś to zleciało tak szybko, że trzeba było iść na start.

Ustawiliśmy się z tyłu, co niekoniecznie wyszło nam na dobre. Ja bardzo chciałem pobiec poniżej 50 minut, A. zapytała, czy dam radę przebiec trasę w tempie poniżej 5:00 na kilometr. Co jej miałem powiedzieć - nigdy nie biegałem na treningach tak długo poniżej 5:00? W pewnym momencie wszyscy zaczęli poruszać się do przodu - wystartowaliśmy. P. podał mi rękę i życzyliśmy sobie powodzenia. Na początku było bardzo tłoczno - było nas (według oficjalnej klasyfikacji) 815 zawodników i zawodniczek. Myślałem, że jakoś tak będę biegł ze wszystkimi i może za połową dystansu przyśpieszę. Ale gdybym tak zrobił mój czas byłby mocno zaniżony.

Z każdym krokiem coraz słabiej widziałem A., która dosłownie wypruła do przodu. Spojrzałem na garmina, żeby sprawdzić tempo - powyżej 5:00 - trzeba było przyśpieszyć. I tak przyśpieszyłem, że schodziłem poniżej 4:30, a nawet 4:15 (jak ja to wytrzymałem???). Biegło się wspaniale, i choć każdy pokonany kilometr przybliżał mnie do mety, to w pewnym momencie pomyślałem, że może jednak przesadziłem - 5 km minąłem mając czas 24:01 (nigdy tak szybko nie pokonałem 5 km!).

Prawdziwy kryzys przyszedł jednak na 8 km. Mniej więcej od tego miejsca było widać, gdzie kończy się nasz bieg, tylko że problem polegał na tym, że meta była w linii prostej ale przez Zalew Zemborzycki... Zacisnąłem pięści, zagryzłem wargi i biegłem dalej ciągle zerkając na tempo i starając się nie schodzić poniżej 5:00. To chyba mniej więcej tutaj wybiegłem do przodu zostawiając A. (bardzo, bardzo chciałem pobić 49:00, które wybiegał mój znajomy z dailymile - Amerykanin z Charleston w wieku ok. 50 lat).

Ostatni kilometr zadziwił nawet mnie. Nie wiem skąd wziąłem siły, żeby końcowe kilkaset metrów pod sporą górkę pokonać nie tracąc tempa, a finisz - ostatnie 200 metrów, to już w ogóle kosmos - przyśpieszyłem jeszcze mocniej niż na początku. Chyba niosły mnie spojrzenia i doping kibiców. Niesamowite ile energii mogą oni dać zawodnikom, kiedy już brakuje nie tyle sił, co przepływu informacji między głową a nogami.

Na mecie czekały na wszystkich medale (w kształcie puzzli, które łączyły się w jedną całość, jeśli ktoś biegł we wszystkich czterech dychach), izotonik i wolontariuszki czekające na chipy.

W międzyczasie dołączyła do nas MKŻ i już w komplecie dotrwaliśmy do zakończenia zawodów - były nagrody dla zwycięzców, losowanie nagród wśród uczestników biegu i inne okołoimprezowe sprawy. Do Zamościa wyjechaliśmy koło 15:00.

A wynik? Wyśmienity - czas 47:50 (co jest dużo poniżej moich założeń), średnie tempo 4:45 (!!!). Byłem 312 w kategorii open, 298 wśród mężczyzn, a 133 w swojej kategorii wiekowej. Jestem dumny z siebie i szczęśliwy, że obyło się bez urazów (dzień wcześniej coś niedobrego działo się z moim mięśniem czworogłowym na lewym udzie i piszczele pobolewały - może to ze stresu?).

O czterech dychach - cykl imprez biegowych na dystansie 10 km, promujący I Maraton Lubelski, który odbędzie się 8 czerwca 2013 r. w Lublinie.

Z muzyki wynalzki z Ameryki - Mastodon.



Na koniec kilka zdjęć:





Czarna wstążka na znak pamięci o ofiarach tragedii w Bostonie.



Potwierdzenie wyniku:

Przed biegiem


Jutro mój pierwszy w życiu start w zawodach. Nigdy wcześniej ani jako dziecko, ani jako nastolatek, a tym bardziej jako dorosły nie brałem udziału w zawodach sportowych. Czuję ogromną ekscytację i w pewnym sensie uczucie spełnienia, choć bieg dopiero jutro! Nie będę pisał czego się boję/obawiam przed jutrzejszym startem. Zostańmy przy tym, że po prostu nie mogę się doczekać jutra.

A w tej chwili jestem w Lublinie i czekam na otwarcie biura zawodów, żeby odebrać pakiet startowy dla siebie i kolegi z Zamościa.

Właśnie czekając na otwarcie byłem świadkiem ciekawej sytuacji - przed budynkiem biura zaparkował brązowy fiat brava/bravo na lubelskich blachach, wysiadł z niego młody mężczyzna i udał się do budynku. Po chwili wyszedł z fają w gębie i zadzwonił, jak się okazało do biura zwodów, bo chciał odebrać pakiet na jutrzejszy bieg. Kończąc rozmowę zostawił pustą paczkę w krzaku (kosz stal 5 metrów od niego przy wyjściu z budynku). Gratuluję panu i nie życzę jutro nagłego zatrzymania serca, arytmii, lub tętniaka...

A tak jak zacząłem narzekać to od razu jeszcze jedno - ile baranów, lekkoduchów, krótko mówiąc idiotów jeździ po naszych drogach! Ile ja się napatrzyłem na pieprznięte zachowania kierowców! Najgorsze w tym wszystkim jest to, że te barany zagrażają innym użytkownikom drogi. W nosie mam życia przedstawicieli handlowych, kierowców busów (tak, to jedni z "najodważniejszych" kierowców), czy ciężarówek ale - hej! - ja chcę bezpiecznie i w jednym kawałku dotrzeć do domu. A co do busiarzy to byłbym za tym, żeby cofać im licencję za nieostrożną jazdę. Nie rozumiem tego pędzenia wszędzie - jak macie złe rozkłady jazdy, to może trzeba je dostosować do warunków na drodze. I to nie ważne czy się jedzie do Lublina, czy do Krasnobrodu - wszędzie trafi się jakiś idiota, który traktuje auto do przewozu osób jak samochód wyścigowy, a drogę jak tor - nie obowiązują ich ani znaki, ani pasy, NIC.
Jestem zły na całą tę sytuację bo najczęściej obwiniamy za wypadki zły stan dróg. Ale prawda jest taka, że to nam, kierowcom zaczyna brakować coraz częściej piątej klepki. Mało brakowało a sam skończyłbym albo w szpitalu albo w kostnicy bo jakiś skretyniały kierowca ciągnika z naczepą postanowił na odcinku prostej drogi z ograniczeniem do 90 km/h wykonać ni stąd ni zowąd manewr zawracania. Uratowało nas (bylem z MKŻ) to ze jechałem zdecydowanie wolniej...

Pisane 20 kwietnia 2013, sobota

wtorek, 16 kwietnia 2013

I Zamojski Test Coopera

25 maja w sobotę przed południem odbędzie się na bieżni stadionu OSiR I w Zamościu test Coopera. Żeby wziąć w nim udział wystarczy tylko wypełnić formularz zgłoszeniowy na stronie:
http://www.osir.zamosc.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=205:zgloszenie-cooper&catid=2:uncategorised
UDZIAŁ W TEŚCIE JEST BEZPŁATNY.

Ciekawe jakie będzie zainteresowanie...

czwartek, 11 kwietnia 2013

W końcu wiosna?

Dziś pierwszy raz od niepamiętnych czasów wyszedłem na bieganie bez czapki i rękawiczek. Zostawiłem też bluzę joma, a nawet zastanawiałem się, czy wyskoczyć w krótszych spodniach, ale jednak pozostałem przy dresach. Pytanie - czy tak już będzie, w sensie, czy przyszła już wiosna, czy jeszcze czymś nas zaskoczy zima w tym miesiącu?

sobota, 6 kwietnia 2013

Cuda natury

Czekając na wiosnę proponuję pooglądać niektóre z moich zdjęć. Postanowiłem wyciąć z większych obrazków szczególiki, które gubią się nieco w szerszej perspektywie. Wiem, że jakość trochę na tym ucierpiała, ale co tam. To MOJE zdjęcia, mój blog...


Nie umiem niestety nazwać tego kwiatka. To mieszkaniec lasów pod Krasnobrodem.

Reszta zdjęć pokazuje tubylców lasów w okolicach Okrągłego niedaleko Biłgoraja:





 

















Zdjęcia pstrykane aparatem cyfrowym - Fuji FinePix AX300.


Na koniec Metallica. Przygnębiający tekst, sam się jakoś tak narzuca przez tę pogodę.