sobota, 29 czerwca 2013

(Po)Lipskich lasach

Pierwszy dzień wakacji nie mógł być inny:


J. poznałem dwa dni temu. Wybrałem się na stadion pobiegać po bieżni, żeby spróbować, jak to jest (ostatni raz byłem tam na lekcjach w-f, kiedy jeszcze chodziłem do I L.O., i niedawno na teście Coopera w maju). Jeszcze dobrze nie wszedłem na bieżnię, a już usłyszałem z dołu "Hej!". Odwróciłem się za siebie, żeby zobaczyć, czy obok nikt nie przebiega, ale byłem sam. Okazało się, że J. poznał mnie z testu i maratonu lubelskiego i zaprosił na bieżnię. W trakcie biegania poznaliśmy się i umówiliśmy się na sobotę na wyjazd do Lipska, żeby pobiegać dłużej po leśnych traktach.


Sobota, 9:15 wyjazd. Cześć K.!

9:35 i w las!

Samochód zostawiliśmy w Lipsku pod lasem, gdzie swój początek bierze czerwona ścieżka rowerowa (wystarczy wolniej jechać przez Lipsko i wypatrywać [jadąc od strony Zamościa] po prawej stronie drogi z tablicą informującą o ścieżce. Niestety w google street view tego nie zobaczymy, bo odcinek ten fotografowany był w momencie remontowania jezdni.) Nie obyło się oczywiście bez wścibskich spojrzeń tubylców i głupiego podśmiewania podrostków, ale co tam...

Chwilę po rozpoczęciu truchtania zatrzymaliśmy się przy szlabanie w lesie, żeby się dogrzać i nieco porozciągać. Zajęło nam to tylko chwilę dzięki komarom, które dość natrętnie poganiały nas, żebyśmy w końcu weszli w ich włości.

Jeszcze przed 1 km sfotografowałem tę piaskownię:



Buty już w tym momencie były nieźle upaćkane i gdyby nie pumy to już dawno miałbym mokre skarpetki. Wiele razy podczas biegu i J. i K. pytali, czy mi się podoba trasa. Panowie! Na to właśnie czekałem!

Cały czas biegliśmy to gęściejszym, to nieco rzadszym, ale ciągle LASEM.


Prawie przy 7 km, na końcu Szewni Dolnej dotarliśmy do miejsca upamiętniającego Powstanie Zamojskie z okresu II wojny światowej 1942-1944. (Powstanie zamojskie - wikipedia)





Tak, w lewym górnym rogu jest mój palec. Niestety nic nie było widać na ekranie telefonu podczas robienia zdjęć i nie zauważyłem palucha...
Zaraz za 7 km natknęliśmy się na jeszcze jeden krzyż:



Od tego momentu zaczęliśmy dość ostro wspinać się pod górę. Ostatecznie wg serwisu garmina najwyższe miejsce na naszej trasie miało 344 m n.p.m.




Nie sposób pisząc relację z takiego treningu nie wspomnieć o cudownym zapachu lasu. Biegnąc przez Roztoczański Park Narodowy można też dostrzec pełen majestat przyrody - niektóre drzewa zachwycały wręcz swoimi rozmiarami. Owszem, do sekwoi dużo im brakuje, ale...

I tak dobiegliśmy do kolejnego miejsca martyrologii ziemi zamojskiej - pomnik w Wojdzie:







Po drugiej stronie tego miejsca mieści się "Kuchnia partyzancka". Mieszka tu jakiś artysta-rzeźbiarz, ale nie było mi dane go poznać.


Słoń

 
Jedna z wielu kapliczek.

I dalej w Pusczę Solską!


Pierwsze grzybki?




W pewnym momencie na trasie natrafiliśmy na potężną jodłę, która pewnikiem ucierpiała z powodu ostatnich burz i porywistego wiatru. Szkoda pięknego drzewa:




I tak po 1 godz. i 50 minutach dotarliśmy do punktu, gdzie zaczynała się nasza pętla:






Nie wspominam więcej o żadnych szlakach, bo szczerze mówiąc nie pamiętam tych oznaczeń. Na zdjęciu powyżej widać szlak zielony, na piątym od dołu nieco inaczej oznaczony szlak czerwony, a zaczynaliśmy czerwoną ścieżką rowerową. Kiedy próbowałem znaleźć jakąś KONKRETNĄ mapkę z zaznaczonymi szlakami trafiał mnie SZLAG, więc sobie odpuszczam.

Lasy w okolicach Szewni Dolnej:




Druga połowa to coraz mniej sił - brakowało mi orientacji w dystansie, który nam pozostał, pojawił się ogromny głód (w lesie robię się głodny jak wilk!!!) i powietrze stawało się jakby coraz cięższe i wilgotniejsze. J. i K. po drodze spróbowali jeszcze malin, ja pstryknąłem te trzy zdjęcia:




Po 2 godzinach i 50 minutach byliśmy z powrotem przy samochodzie.

Mam nadzieję, że wkrótce znów z J. i K. wybierzemy się na któryś ze szlaków i że będę miał przyjemność czyścić moje pumki... :)

Tak, wiem, śmierdzą... przecież w nich biegam.


Jeszcze dwa bonusy:
  • mapka gminy Zamość [link]
  • szlaki piesze Lubelszczyzny [link]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz