piątek, 21 czerwca 2013

Pierwszy dzień lata

Dziś kilka(-naście / -dziesiąt / -set) słów w związku z nadejściem lata.

To, że lato rzeczywiście zawitało widać po słupkach rtęci, które nierzadko dobijają do 30 a dziś wedle zapewnień meteorologów przekroczą ten próg o kilka kresek.

Lato widać także na chodnikach - jakoś więcej się nas biegających zrobiło. Ciekawe czy to taki tylko sezonowy wysyp, czy może moda na bieganie na dobre zawita do Zamościa?

Lato daje się też odczuć na treningach - coraz trudniej poradzić sobie z utratą płynów. Dobrze, że mam ten swój bidonik, ale 500 ml zbyt szybko się kończy jak dla mnie, zwłaszcza kiedy chcę pobiegać dłużej. Marzy mi się, żeby gdzieś w trakcie biegu było jakieś miejsce, gdzie można by zmoczyć głowę. A najlepiej, to jakiś strumień, do którego z ochotą wbiegłbym, żeby się schłodzić...


22 czerwca 2013 - Nie zaczynam nowego posta, bo nie ma sensu, a chcę dopisać parę rzeczy.

Po dzisiejszym wyjściu nasunęło mi się pewne spostrzeżenie. Mianowicie doszedłem do wniosku, że w takie cieplejsze dni nie ma sensu zabierać wody w bidonie. Przedwczoraj tak właśnie zrobiłem i w nieco lepszych warunkach (wieczorem) niż dziś ledwo dałem radę przebiec 20 km. Dzisiaj (po 14:00) wprawdzie przebiegłem mniej - prawie 17 km - ale o ile było cieplej! I do tego zrobiłem dwa kółeczka wokół zalewu. (I czym się szczycisz? - Tym, że po pierwsze, bywa że śmierdzi tam gównem (tak zwyczajnie - swojsko - kupa w trawie), po drugie potrafi zawiać od strony wody taką stęchlizną, że od razu zbiera na wymioty, po trzecie wilgotność powietrza w niektórych częściach trasy dochodzi do takich wartości, że nawet kiedy wciągamy powietrze, to mamy wrażenie, że dwa razy jesteśmy w fazie wydechu.)

Ale dziś biegło mi się znacznie lepiej, bo w bidonie miałem sok z gumijagód. Taaa! Chciałbym. Miałem izotonik. I tak sobie od razu pomyślałem, że będę zachwalał i reklamował rzeczy z których korzystam i jednocześnie odradzał tych, z którymi się spotkałem gdzieś po drodze, a które nie spełniły moich oczekiwań. Nie chodzi tu o żadną reklamę czy antyreklamę, tylko subiektywną opinię konsumenta. Chyba mam do tego prawo? A jednocześnie czytający tego bloga mogliby się odnieść do moich "recenzji".

Druga rzecz o której chciałem napisać, to bieganie bez koszulki. Jest po prostu za świetne! Nie dość, że chłodzenie jest o wiele bardziej wydajniejsze, to jeszcze ciało chłonie słońce, a najważniejszy argument to... brak otartych sutków! :-)



To jest moja inspiracja. To o nim pisałem, gdzieś na początku bloga, że przedstawię kogoś wyjątkowego. I żeby było jasne - nigdy w życiu nie miałem okazji biegać w butach New Balance, więc ich nie reklamuję. A minimusy to już w ogóle jakiś kosmos.

3 komentarze: