Dziś drugi dzień świąt i trzeci dzień niezdrowego jedzenia. Staram się nie obżerać, ale co by nie jeść, to jakoś tak siada na żołądku i mimo wszystko ciężko się trawi.
Wczoraj miałem biec 4,8 km (plus rozgrzewka, więc wychodzi nieco więcej), ale ciężko nazwać to biegiem. Ochotę na bieganie miałem, tylko w nogach nie było nic a nic energii. Trochę tak, jakby ważyły o połowę więcej. Jeśli zmusiłem się do szybszego biegu, to tylko na chwilkę. Nie podoba mi się to.
Zauważyłem też skąd wzięła mi się opuchlizna na kostce (jest znowu). Otóż jest to skutek biegania po śniegu. A dokładniej po nieprzewidywalnym podłożu, które na spodzie jest twarde (w lesie takie coś raczej się nie zdarzy). Denerwuje mnie trochę w tej sytuacji zachowanie służb porządkowych naszego miasta - jak pada śnieg, to chodników nie odśnieżają (nie mówię o zgarnianiu nadmiaru śniegu w celu wytyczenia ścieżek dla pieszych), robi się potem z tego takie g*** po którym nie da się chodzić jak napada troszkę deszczu, nie mówiąc już o tym, co się dzieje, kiedy to zamarznie. A jak śnieg topnieje, to nie ma nikogo, żeby tę breję (sól, piach, glinę, popiół, psie szczyny i kupy i cholera wie, co jeszcze...) wymieść z chodnika... Buty mam z goretexem, więc właściwie nie patrzyłem gdzie stawiam stopę, ale nie jeden przechodzień miał pewnie basen w butach. Dostało się też ode mnie pewnej pani, która szła z koleżanką "po suchym" i nie raczyła w porę zrobić mi miejsca, żebym też skorzystał "z suchego" i kiedy ją mijałem z całym impetem wpadłem w kałużę, którą rozchlapałem (nie specjalnie) na nią... Pomyślałem sobie teraz "przepraszam", ale nie, nie przepraszam - przez nią wpakowałem się w sam środek wody i to nie moja wina, że ją ochlapałem... W sumie oboje zostaliśmy mokrzy... :)
Ten wczorajszy trening ze względu na roztapiający się śnieg, którego trochę leżało na chodnikach miał taki wymiar psychologiczny. Można było naprawdę potrenować charakter i wolę biegnąc po tej brei. Na pewno tak było sądząc po twarzach moherowych beretów...
Ja dziś rano próbowalem, ale gdzieniegdzie to ciezko bylo isc po tych chodnikach, a co dopiero biegac, wiec wyszedl mi marszobieg :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam