środa, 18 maja 2016

Trzeci maraton, 4 PZU Maraton Lubelski





To miał być przede wszystkim przyjemny bieg. Ale nie był. (co nie oznacza, że mi się nie podobało)

Z przygotowań do maratonu z jakiegoś powodu niestety nic nie wyszło. W planach miałem zbliżenie się, a nawet pobicie 3:30 sprzed roku. Tyle że nie da się bić rekordów nie pracując na treningach, ba! nie robiąc treningów! A taka była moja zima i początek tego roku. Wziąłem się ostro do roboty dopiero od kwietnia ale to pozwoliło tylko na bezpieczne przebiegnięcie dystansu 42 km.


Na samym starcie ustawiłem się pod balonikiem na 3:45, ale oczywiście musiałem pobiec po swojemu - patrzyłem na tempo i tętno i starałem się trzymać wartości pozwalających na swobodny bieg bez zmuszania się do znacznego wysiłku.

Dziwnie się przez te ostatnie dni przed maratonem czułem - miałem jakieś bóle w jelitach - i nie wiem w końcu, czy to było jakieś zatrucie, czy zżerał mnie stres. W dniu biegu niby wszystko było w porządku aż do...

Do 21 km trzymałem się całkiem nieźle i przez głowę przechodziły mi myśli, że może będę w stanie dobiec na 3:35 czy coś koło tego. Aż tu nagle! Numer dwa! Gdzie jest kibel?! Co robić? Lecieć w krzaki czy dotrwać do kolejnego punktu odżywczego i skorzystać z niebieskiej budeczki? Udało się tak zrobić na 27 km. Przez moment było dobrze ale potem wszystko wróciło. Ciężko jest cieszyć się biegiem gdy w pupie trwa rewolucja... Ale przecież nie zejdę z trasy bo kupa! I tak trochę podbiegając a trochę biegnąc dotrwałem do 37 km, gdzie znowu musiałem skorzystać z toitoiki.
Nie wiem czy jest jakiś skuteczny sposób na takie rzeczy podczas biegu, nie wiem też dlaczego tak zareagował mój organizm ale przez to nie będę wspominał tego maratonu przyjemnie. Cieszy mnie uzyskany wynik - 3:57, bo biorąc pod uwagę okoliczności i brak należytego przygotowania i tak było nieźle. Na pewno mogę powiedzieć, że nabrałem większego doświadczenia w maratonach i chyba to jest najważniejsze.

Po maratonie przyszedł czas na odpowiednią regenerację - poszedłem spać na 16 godzin (wcześniej zajadając się pizzą). Sen to jednak  najlepsze lekarstwo - w poniedziałek wyszedłem biegać i zrobiłem bez problemu 11 km, potem we wtorek ok. 15 km - właściwie jakbym nie przebiegł maratonu. Może to dobrze wróży na przyszłość - myślę tu o moim starcie na 57 km. Ale to dopiero na wakacjach, a tym czasem biegam, biegam, biegam i ćwiczę!

Mój ukochany kibic!

Ekipa z Biłgoraja


Z Koziołkiem

Końcówka - doczepiłem się do debiutanta i 30-krotnego maratończyka...

Ognia na końcówce nie było, ale uśmiech jest!

Faza: boli, ale żyję :)



czwartek, 5 maja 2016

Majówka 2016

Krótko o kwietniu: to był znakomity miesiąc - prawie 270 km zrobionych. Czwarty co do ilości km jakie do tej pory wybiegałem. Miałem jeszcze w planie wyjście w sobotę (ostatniego dnia miesiąca), żeby dobić do 270 km ale się mi nie chciało. Nie żałuję, bo przynajniej odpocząłem przed:

Majówka 2016, dzień 1
Zawody biegowe w Suścu "Bieg nad Tanwią" to impreza, która choć odbyła się dopiero po raz drugi, to zawsze już kojarzyć mi się będzie z początkiem majówki. Uwielbiam tamtejszy klimat - lokalna impreza, uroczy zakątek, fajna trasa (niezbyt trudna), brak nagród pieniężnych. To ostatnie jest chyba najważniejsze - biega się tam dla satysfakcji, brak też w Suścu wschodnich sąsiadów czyhających na mieszki pełne złotówek. Jest fajowo!
W tym roku zgadałem się z F., z którym 3/4 dystansu przebiegliśmy na pełnej parze. Ja niestety po 7 km zacząłem tracić siły i F. biegł z przodu. Ogólnie jestem bardzo zadowolony z biegu, szczególnie dlatego że tak długo udawało mi się utrzymywać tak zabójcze tempo.
Zawody w Suścu to także okazja do spotkania ze znajomymi - F., A., P., G., K.
Synek też się wybiegał jak nigdy.


Majówka 2016, dzień 2
III edycja "Biegu Wokół Twierdzy Zamość" to w końcu impreza na poziomie przystającym miastu. Jedna, jedyna rzecz, którą muszę wytknąć tym razem to kompletny brak oznaczenia gdzie znajduje się biuro zawodów. Ja trafiłem dzięki P., który wcześniej odbierał pakiet, ale też zwrócił uwagę na brak oznaczeń. Jeśli były (bo może i były) to zupełnie niewidoczne.
Bardzo trafnym pomysłem było przeniesienie startu i mety na Rynek Wielki. Więcej osób mogło dzięki temu mimo woli oglądać nasze zmagania!
Tutaj też postanowiliśmy biec razem z F. Tym razem to ja miałem trochę więcej sił i szybciej dobiegłem do mety. W Zamościu czołówkę stanowią zawodnicy z klubów biegowych i są to zawody wchodzące do cyklu Grand Prix Polski w biegach, dlatego też poziom sportowy jest tu dużo wyższy i zajmowane przeze mnie miejsca odleglejsze niż np. w Suścu. Nie zmienia to faktu, że z tego biegu też jestem ogromnie zadowolony.
Jeszcze jedna mała sugestia do organizatorów (może czytają?) - po co do pakietu startowego pakować lubelską Perłę, gdy mamy lokalny browar, z którego piwo zamojskie bije perełkę na głowę? Fajnie było by promować to, co zamojskie. Chyba że to kwestie finansowe, na zasadzie: gdy nie wiadomo,  o co chodzi, to chodzi o pieniądze.
Wieszczyłem, że do trzech razy sztuka i d*pa, ale szczerze to cieszę się, że tak to wyglądało w tym roku. Na IV edycję może będzie 300 osób?


Majówka 2016, dzień 3
Na koniec majówki zjechaliśmy pod Biłgoraj do rodziców MKŻ. Tutaj w planach nie było żadnych zawodów a jedynie jakieś rozruszanie się tak dla zasady. Chciałem zostawić samochód na granicy Biłgoraja (ul. Droga Straceń) i pobiec do Rap Dylańskich i z powrotem. Szybko okazało się, że to mi nie wystarczy - najpierw pobiegłem na piaskownię pod Rapami, potem do miasteczka, a jeszcze potem wyczaiłem tablicę ze ścieżkami rowerowymi. Dla rowerzystów to miejsce jest wręcz wymarzone. Ja wyszedłem z przekonania, że skoro można na dwóch kółkach, to dlaczego by nie spróbować na dwóch nogach? Ruszyłem ścieżką do Nadrzecza, potem przez Majdan Gromadzki do Gromady i od strony ul. Moniuszki znów wbiegłem do Biłgoraja i w stronę samochodu. Zrobił się z tego półmaraton, którego wcale nie planowałem.


Na dopełnienie tego wpisu dodam jeszcze, że pogoda dopisała a moje samopoczucie było doskonałe. Życzyłbym sobie, żeby tak było też w najbliższą niedzielę podczas 4 PZU Maratonu Lubelskiego!

Kilka zdjęć z Suśca:























niedziela, 24 kwietnia 2016

4 tydzień kwietnia

Zgodnie z założeniem dziś pora na podsumowanie minionego tygodnia.

Ten tydzień zaliczam do średnio udanych. Na bieganie wyszedłem tylko 3 razy - w poniedziałek, czwartek i niedzielę.

W nogach odczuwam cały czas zmęczenie - normalnie mam zakwasy, a nie pamiętam żebym coś takiego miał od dawien dawna...

Przez te 7 dni przebiegłem ledwie 32 km, a to znacznie mniej w porównaniu z wcześniejszymi 3 tygodniami. Być może czas po prostu na lekki odpoczynek?

To byle jakie bieganie staram się rekompensować ćwiczeniami siłowymi. W czwartek w parku zrobiłem sobie całkiem mocny trening i jakoś specjalnie mnie on nie wymęczył, czyli siła/wytrzymałość rośnie.

Cieszy mnie za to ogromnie dzisiejsze bieganie - zrobiłem sobie nieplanowaną wycieczkę biegową po Biłgoraju. Pojechaliśmy tam na kawę imieninową do teścia, a ja przesądnie wziąłem ze sobą ciuchy i buty do biegania. Tak w razie jakby co. Pogoda w sumie była byle jaka, ale stwierdziłem że wyjdę tak na przekór wszystkiemu: za mało w tym tygodniu biegałem, nie wyszło bieganie z P. po Zamościu, i w sumie w ramach treningu woli przed maratonem... Jakieś wytłumaczenie zawsze się znajdzie :)

Ruszyłem prosto przed siebie obwodnicą cały czas na Zamość, a po drodze zwiedziłem park (co to niby nie jest parkiem, bo na Blacharskiej jest ten prawdziwy), dworzec kolejowy (a raczej peron), wstąpiłem na rundkę wokół zalewu i wróciłem (też bokiem) ulicą Poniatowskiego. Wyszło 17,5 km.

Przyszły tydzień muszę jakoś mądrze zaplanować, bo o tej porze w przyszłą niedzielę będę już po Biegu nad Tanwią w Suścu i czekać będę na Bieg Wokół Twierdzy Zamość! Świeżość na Susiec trzeba złapać, żeby dyszkę połknąć na szybkości :)

PS. W nogach już nic nie boli (oprócz zakwasów). I przeziębienie też się odczepiło (ale to już jakiś czas temu).

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

3 tydzień kwietnia

Dziś tylko podsumowanie ostatniego tygodnia.

Między 11.04 a 17.04 udało się zrobić solidne 69 km. Tym samym w kwietniu uzbierałem już dwie stówki.

Tydzień niestety zaczął się od małych ale dokuczliwych bóli - w lewej nodze jakby Achilles, a w prawej czworogłowy uda. Na Achillesa podziałały okłady lodowe i lodowate prysznice (ból ustąpił całkowicie), natomiast udo boli do tej pory. I nie przestanie dopóki ja nie przestanę, czyli trochę się z tym bólem pomęczę, chyba że sam sobie pójdzie...

Zacząłem też (dwa razy) wracać do ćwiczeń w parku przy ławce. Przypomniałem sobie jak to robiłem na wakacjach w tamtym roku i muszę powiedzieć, że mi się to bardzo podoba. Taki zestaw składa się z:
1) pompek
2) dipów
3) brzuszków
4) przysiadu bułgarskiego na lewą nogę
5) przysiadu bułgarskiego na prawą nogę

Ilość powtórzeń zależna jest od naszej dyspozycji - rok temu zaczynałem od 10. Teraz zacząłem od 15. Do wakacji może uda się zwiększyć do 30! :)

Od czasu do czasu robię też przed snem taki swój mały zestawik: 15 pompek, 30 brzuszków, 15 pompek szerokich, 30 uniesień nóg do góry w pozycji leżącej. Zajmuje to ok. 5 minut, a porządnie można się zmęczyć.

niedziela, 10 kwietnia 2016

Ktoś to czyta?

Matko jedyna! Myślałem, że bloga piszę tylko dla siebie, a tu proszę - kilka wejść na 2 ostatnie posty i to dodane po roku nie zaglądania na własnego bloga.

Dziękuję kimkolwiek jesteś :)

Podsumuję sobie tutaj ten tydzień.

Między 4.09 a 10.04 przebiegłem prawie 80 km. Co mnie najbardziej cieszy to to, że MKŻ (jeszcze) ze mną wytrzymuje, a po drugie, że nic się nie dzieje w nogach. Mam wrażenie, że ćwiczenia z ciężarami bardzo się przydały i powodują, że nic się nie uszkadza, a ja mogę spokojnie biegać z bardzo dużą intensywnością.

Niestety pojawiły się też od piątku objawy niewielkiego przeziębienia, ale nic sobie z niego nie robię i nie przestaję biegać. Póki nie ma temperatury, a kaszel jest nieprzeszkadzający...

Gdyby ktoś pytał o sekret, to chyba chodzi o skarpety kompresyjne. Do tej pory uważałem, że są one trochę gadżeciarskie, a jeśli coś dają, to że jest to efekt placebo. Ale ewidentnie to dzięki nim mogę sobie pozwolić na takie bieganie.

Ogólnie do tej pory w kwietniu uzbierałem 125 km. Ostatni większy wynik od tego miałem w sierpniu 2015 r. A to nawet nie połowa miesiąca!

środa, 6 kwietnia 2016

Jak już zacząłem, to idę za ciosem

Dziś krótko o tym, że dalej nieprzerwanie biegam. Bardzo się tym jaram, bo wcześniej w ogóle problemem było wyjść pobiegać, a teraz biegam od pięciu dni i to jakie dystanse!

2.04 (sobota) - 23 km
3.04 (niedziela) - 22 km
4.04 (poniedziałek) - 10 km
5.04 (wtorek) - 12 km
6.04 (środa) - 20 km

Muszę dodać, że nie zmuszam się specjalnie do takiego biegania - trochę to wychodzi samo przez się. W poniedziałek czułem lekkie zmęczenie po weekendzie, dlatego wyszło tylko 10 km. A dziś znowu świeżość, jakbym odpoczywał ze dwa dni.

Cieszę się, że tak mogę i mam nadzieję, że dam radę porządnie przepracować kwiecień. Jedno czego mi brak, to konkretnych jednostek treningowych, np. przebieżek, czy podbiegów. Powiem szczerze, że nie chce mi się tego robić. I póki co przy tym zostanę.

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Powrót do blogowania, powrót do biegania

Jestem.

I biegam, choć zdecydowanie mniej niż parę miesięcy temu. Zaprzestałem też pisania na blogu i muszę to zmienić, bo zauważam, że jedno z drugim bardzo się łączy.

W tym pierwszym poście po przerwie pewnie przypomnę sobie o biegach, w których uczestniczyłem w między czasie.

I tak, po udanym starcie w maratonie, we wrześniu 2015 r. startowałem w półmaratonie w Tomaszowie Lubelskim. Tam udało mi się zrobić życiówkę - 1:28:22. Bardzo miłe było też odebranie gratulacji, dyplomu i pucharu za III miejsce w Mistrzostwach Województwa Lubelskiego w Półmaratonie Mężczyzn.

Po starcie w Tomaszowie czułem, że pora na odpoczynek. Niestety z jakichś powodów ten odpoczynek przeciągnął się aż do marca 2016 r. Między październikiem a marcem ani razu nie zbliżyłem się do 100 km w ciągu miesiąca. Najbardziej zaczęło mi przeszkadzać nie to, że biegam mało ale to, że biegam krótkie dystanse. 

Po długiej przerwie z byle jakim bieganiem przyszedł czas na ogólnopolski Bieg Tropem Wilczym. Dystans był symboliczny - 1963 metry (rok śmierci ostatniego z Żołnierzy Wyklętych). Biegłem ile miałem sił w nogach. Na mecie czułem posmak krwi w ustach i ledwo mogłem złapać oddech. Nie wiem, jakie zdobyłem miejsce ale też nie o to chodziło. Oczywiście biegłem by uczcić pamięć poległych ale też dla siebie, żeby sprawdzić, na co mnie stać. Okazało się, że najwyższa pora brać się za regularne bieganie.

Moje postanowienie póki co staram się realizować z zapałem - w ostatnią sobotę (2.04) przebiegłem 23 km, a w niedzielę dorzuciłem 22 km. Warto dodać, że nie miałem ze sobą żadnych wspomagaczy oprócz wody. Wczoraj (czyli w poniedziałek) wybiegałem 10 km w Krasnobrodzie. Nogi jeszcze dają radę ale powoli zmęczenie zaczyna się pojawiać. Dziś też mam w planie bieganie po pracy także może kolejna dycha skapnie na konto.

Muszę też wspomnieć, że zimę przepracowałem trochę z ciężarami. Więc nawet jak się obijałem z bieganiem, to starałem się trochę wzmocnić mięśnie.

I cóż. To by było na tyle. Za miesiąc zacznie się dziać, więc trzeba biegać. Nie ma to tamto. Hej!