środa, 30 lipca 2014

Wakacyjne wycieczki biegowe - 26 lipca 2014 r. Susiec

26 lipca, tym razem dla odmiany w sobotę, wybraliśmy się na Szumy do Suśca. Ustaliliśmy godzinę bardzo wczesną, żeby wrócić do domów możliwie jak najwcześniej i nie narażać się na przytyki ze strony najbliższych, którzy nie podzielają naszej biegowej pasji aż do tego stopnia :)
I tak o 4:45 zamykałem na klucz drzwi swojej blokowej nory, żeby zdążyć na umówioną godzinę przy okolicznym relikcie PRL-u i fenomenie na polskim rynku - sklepie Społem:

słońce jeszcze nie wzeszło
Potem szybko po P. i po J....

5:00, sobotnie słońce leniwie wschodzi nad horyzont
... i jazda do Suśca.

W trakcie jazdy przejeżdżaliśmy trasą wrześniowego Półmaratonu Tomaszowskiego Pamięci Żołnierzy Września 1939 r. prowadzącą od Tomaszowa do Łosińca i z powrotem. I tak mi przyszło do głowy, że nie lubię tej trasy i mocno zastanawiam się nad tym, czy się w tym roku zapisywać na ten bieg. Przeszkadza bardzo ta pętla - biegnie się dwa razy po tej samej okolicy, a do tego dochodzą niewdzięczne górki...

Po zaparkowaniu auta pod szkołą i odnalezieniu tablicy ze szlakami przezornie zrobiłem jej zdjęcie, tak w razie jakby co.


Trasa wstępnie ustalona została przez J. i prowadziła od szkoły niebieskim szlakiem a potem mieliśmy odbijać w kierunku Rybnicy i tak dobiec do Tomaszowa. Łącznie jakieś 12 km. Zdecydowaliśmy jednak, że przebiegniemy niebieski szlak w całości, żeby nie błądzić po lesie. Całość jak podaje PTTK ma 17 km.

Po zapozowaniu do zdjęcia, ok. 6:00, ruszyliśmy w drogę.


Atrakcji na szlaku niebieskim jest co niemiara i tak naprawdę gdybym miał zdawać szczegółową relację, co chwila musiałbym odświeżać pamięć przypominając sobie wszystkie urokliwe miejsca na fotografiach. Parę z takich miejsc udało mi się uwiecznić, ale nawet te nie oddadzą magii tej części Roztocza. Tym szlakiem trzeba samemu się przejść / przebiec!





Bardzo szybko, bo już po 15 minutach biegu dotarliśmy do wodospadu, przy którym obowiązkowo strzeliliśmy sobie fotkę.



Pogoda jaka nam się trafiła na wyjazd była idealna - było ciepło, ale nie duszno, nie padało, a jednocześnie było trochę wilgotno. W lesie oczywiście przytrafiały się jakieś upierdliwe muchy i bąki, ale wszystko było do zniesienia.

Wspomnę jeszcze o moich butach. Biegło mi się bardzo wygodnie, choć już na początku trasy, kiedy stopa wylądowała w miękkim błotku, poczułem trochę zimna w bucie. Ale to nie specjalnie mi przeszkadzało - po pewnym czasie to uczucie schłodzenia, kiedy wdepnie się w wilgotne błotko jest nawet przyjemne :)
Problem z fivefingersami pojawił się na zboczach - but dosłownie zjeżdżał po błocie. W sumie nie ma się co dziwić - podeszwa jest przeznaczona do miasta, a nie w las. Dlatego też nie mam żalu do butów. Zastanawiam się teraz, czy nie sprawić sobie (np. w ramach prezentu urodzinowego) butów z tej samej firmy, ale przeznaczonych właśnie na trail - model spyridon.

A błotka w późniejszym etapie biegu było całkiem sporo!

Na koniec wyprawy, po 15 km biegu, skoczyliśmy szybko jeszcze nad zalew do Majdanu Sopockiego, żeby schłodzić się w wodzie i doprowadzić buty do porządku. I do domu! :)

Zdjęcia:

Ten aparat tego nie oddał, ale na tym zdjęciu powinna znajdować się malownicza, gęsta mgła. A wyszło tak, jakby zdjęcie było lekko prześwietlone...

W tym miejscu dzięki moim ff mogłem zaliczyć spektakularne zejście. Na szczęście nie udało mi się.






A po piachu nie było problemów ze wspinaczką czy schodzeniem.









Szkoda, że każde urokliwe miejsce doświadczyło jakiejś formy bestialstwa albo od faszystów z zachodu albo od sowietów ze wschodu.


A to zapora wodna zbudowana przez ZHP w 1939 r. Stawialiśmy na coś innego.

Na zaporze







Kolejne miejsce, gdzie mało brakowało, a poczułbym temperaturę wody na własnej skórze...













A tu przykład tego, jak błotniście bywało na trasie.
I na koniec fotka z Majdanu. W Suścu nie daliśmy rady - musieliśmy zwalniać parking, bo jakiś zlot religijny się zaczynał.


A tak wyglądały moje kochane ff:


Spracowały się, ale po raz kolejny dały radę. Uwielbiam w nich biegać!

A już na sam koniec jeszcze podróż sentymentalna - to samo miejsce tylko sprzed 7 lat i z inną ekipą, w innych okolicznościach. Wtedy jeszcze nie biegałem, paliłem i w ogóle... Zdjęcia z 10.04.2007 r.:



Jak szumią Szumy?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz