I tak o 4:45 zamykałem na klucz drzwi swojej blokowej nory, żeby zdążyć na umówioną godzinę przy okolicznym relikcie PRL-u i fenomenie na polskim rynku - sklepie Społem:
słońce jeszcze nie wzeszło |
5:00, sobotnie słońce leniwie wschodzi nad horyzont |
W trakcie jazdy przejeżdżaliśmy trasą wrześniowego Półmaratonu Tomaszowskiego Pamięci Żołnierzy Września 1939 r. prowadzącą od Tomaszowa do Łosińca i z powrotem. I tak mi przyszło do głowy, że nie lubię tej trasy i mocno zastanawiam się nad tym, czy się w tym roku zapisywać na ten bieg. Przeszkadza bardzo ta pętla - biegnie się dwa razy po tej samej okolicy, a do tego dochodzą niewdzięczne górki...
Po zaparkowaniu auta pod szkołą i odnalezieniu tablicy ze szlakami przezornie zrobiłem jej zdjęcie, tak w razie jakby co.
Trasa wstępnie ustalona została przez J. i prowadziła od szkoły niebieskim szlakiem a potem mieliśmy odbijać w kierunku Rybnicy i tak dobiec do Tomaszowa. Łącznie jakieś 12 km. Zdecydowaliśmy jednak, że przebiegniemy niebieski szlak w całości, żeby nie błądzić po lesie. Całość jak podaje PTTK ma 17 km.
Po zapozowaniu do zdjęcia, ok. 6:00, ruszyliśmy w drogę.
Atrakcji na szlaku niebieskim jest co niemiara i tak naprawdę gdybym miał zdawać szczegółową relację, co chwila musiałbym odświeżać pamięć przypominając sobie wszystkie urokliwe miejsca na fotografiach. Parę z takich miejsc udało mi się uwiecznić, ale nawet te nie oddadzą magii tej części Roztocza. Tym szlakiem trzeba samemu się przejść / przebiec!
Bardzo szybko, bo już po 15 minutach biegu dotarliśmy do wodospadu, przy którym obowiązkowo strzeliliśmy sobie fotkę.
Pogoda jaka nam się trafiła na wyjazd była idealna - było ciepło, ale nie duszno, nie padało, a jednocześnie było trochę wilgotno. W lesie oczywiście przytrafiały się jakieś upierdliwe muchy i bąki, ale wszystko było do zniesienia.
Wspomnę jeszcze o moich butach. Biegło mi się bardzo wygodnie, choć już na początku trasy, kiedy stopa wylądowała w miękkim błotku, poczułem trochę zimna w bucie. Ale to nie specjalnie mi przeszkadzało - po pewnym czasie to uczucie schłodzenia, kiedy wdepnie się w wilgotne błotko jest nawet przyjemne :)
Problem z fivefingersami pojawił się na zboczach - but dosłownie zjeżdżał po błocie. W sumie nie ma się co dziwić - podeszwa jest przeznaczona do miasta, a nie w las. Dlatego też nie mam żalu do butów. Zastanawiam się teraz, czy nie sprawić sobie (np. w ramach prezentu urodzinowego) butów z tej samej firmy, ale przeznaczonych właśnie na trail - model spyridon.
A błotka w późniejszym etapie biegu było całkiem sporo!
Na koniec wyprawy, po 15 km biegu, skoczyliśmy szybko jeszcze nad zalew do Majdanu Sopockiego, żeby schłodzić się w wodzie i doprowadzić buty do porządku. I do domu! :)
Zdjęcia:
Ten aparat tego nie oddał, ale na tym zdjęciu powinna znajdować się malownicza, gęsta mgła. A wyszło tak, jakby zdjęcie było lekko prześwietlone... |
W tym miejscu dzięki moim ff mogłem zaliczyć spektakularne zejście. Na szczęście nie udało mi się. |
A po piachu nie było problemów ze wspinaczką czy schodzeniem. |
Szkoda, że każde urokliwe miejsce doświadczyło jakiejś formy bestialstwa albo od faszystów z zachodu albo od sowietów ze wschodu. |
A to zapora wodna zbudowana przez ZHP w 1939 r. Stawialiśmy na coś innego. |
Na zaporze |
Kolejne miejsce, gdzie mało brakowało, a poczułbym temperaturę wody na własnej skórze... |
A tu przykład tego, jak błotniście bywało na trasie. |
A tak wyglądały moje kochane ff:
Spracowały się, ale po raz kolejny dały radę. Uwielbiam w nich biegać!
A już na sam koniec jeszcze podróż sentymentalna - to samo miejsce tylko sprzed 7 lat i z inną ekipą, w innych okolicznościach. Wtedy jeszcze nie biegałem, paliłem i w ogóle... Zdjęcia z 10.04.2007 r.:
Jak szumią Szumy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz