Jutro mój pierwszy w życiu start w zawodach. Nigdy wcześniej ani jako dziecko, ani jako nastolatek, a tym bardziej jako dorosły nie brałem udziału w zawodach sportowych. Czuję ogromną ekscytację i w pewnym sensie uczucie spełnienia, choć bieg dopiero jutro! Nie będę pisał czego się boję/obawiam przed jutrzejszym startem. Zostańmy przy tym, że po prostu nie mogę się doczekać jutra.
A w tej chwili jestem w Lublinie i czekam na otwarcie biura zawodów, żeby odebrać pakiet startowy dla siebie i kolegi z Zamościa.
Właśnie czekając na otwarcie byłem świadkiem ciekawej sytuacji - przed budynkiem biura zaparkował brązowy fiat brava/bravo na lubelskich blachach, wysiadł z niego młody mężczyzna i udał się do budynku. Po chwili wyszedł z fają w gębie i zadzwonił, jak się okazało do biura zwodów, bo chciał odebrać pakiet na jutrzejszy bieg. Kończąc rozmowę zostawił pustą paczkę w krzaku (kosz stal 5 metrów od niego przy wyjściu z budynku). Gratuluję panu i nie życzę jutro nagłego zatrzymania serca, arytmii, lub tętniaka...
A tak jak zacząłem narzekać to od razu jeszcze jedno - ile baranów, lekkoduchów, krótko mówiąc idiotów jeździ po naszych drogach! Ile ja się napatrzyłem na pieprznięte zachowania kierowców! Najgorsze w tym wszystkim jest to, że te barany zagrażają innym użytkownikom drogi. W nosie mam życia przedstawicieli handlowych, kierowców busów (tak, to jedni z "najodważniejszych" kierowców), czy ciężarówek ale - hej! - ja chcę bezpiecznie i w jednym kawałku dotrzeć do domu. A co do busiarzy to byłbym za tym, żeby cofać im licencję za nieostrożną jazdę. Nie rozumiem tego pędzenia wszędzie - jak macie złe rozkłady jazdy, to może trzeba je dostosować do warunków na drodze. I to nie ważne czy się jedzie do Lublina, czy do Krasnobrodu - wszędzie trafi się jakiś idiota, który traktuje auto do przewozu osób jak samochód wyścigowy, a drogę jak tor - nie obowiązują ich ani znaki, ani pasy, NIC.
Jestem zły na całą tę sytuację bo najczęściej obwiniamy za wypadki zły stan dróg. Ale prawda jest taka, że to nam, kierowcom zaczyna brakować coraz częściej piątej klepki. Mało brakowało a sam skończyłbym albo w szpitalu albo w kostnicy bo jakiś skretyniały kierowca ciągnika z naczepą postanowił na odcinku prostej drogi z ograniczeniem do 90 km/h wykonać ni stąd ni zowąd manewr zawracania. Uratowało nas (bylem z MKŻ) to ze jechałem zdecydowanie wolniej...
Pisane 20 kwietnia 2013, sobota
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz