Zgodnie z założeniem dziś pora na podsumowanie minionego tygodnia.
Ten tydzień zaliczam do średnio udanych. Na bieganie wyszedłem tylko 3 razy - w poniedziałek, czwartek i niedzielę.
W nogach odczuwam cały czas zmęczenie - normalnie mam zakwasy, a nie pamiętam żebym coś takiego miał od dawien dawna...
Przez te 7 dni przebiegłem ledwie 32 km, a to znacznie mniej w porównaniu z wcześniejszymi 3 tygodniami. Być może czas po prostu na lekki odpoczynek?
To byle jakie bieganie staram się rekompensować ćwiczeniami siłowymi. W czwartek w parku zrobiłem sobie całkiem mocny trening i jakoś specjalnie mnie on nie wymęczył, czyli siła/wytrzymałość rośnie.
Cieszy mnie za to ogromnie dzisiejsze bieganie - zrobiłem sobie nieplanowaną wycieczkę biegową po Biłgoraju. Pojechaliśmy tam na kawę imieninową do teścia, a ja przesądnie wziąłem ze sobą ciuchy i buty do biegania. Tak w razie jakby co. Pogoda w sumie była byle jaka, ale stwierdziłem że wyjdę tak na przekór wszystkiemu: za mało w tym tygodniu biegałem, nie wyszło bieganie z P. po Zamościu, i w sumie w ramach treningu woli przed maratonem... Jakieś wytłumaczenie zawsze się znajdzie :)
Ruszyłem prosto przed siebie obwodnicą cały czas na Zamość, a po drodze zwiedziłem park (co to niby nie jest parkiem, bo na Blacharskiej jest ten prawdziwy), dworzec kolejowy (a raczej peron), wstąpiłem na rundkę wokół zalewu i wróciłem (też bokiem) ulicą Poniatowskiego. Wyszło 17,5 km.
Przyszły tydzień muszę jakoś mądrze zaplanować, bo o tej porze w przyszłą niedzielę będę już po Biegu nad Tanwią w Suścu i czekać będę na Bieg Wokół Twierdzy Zamość! Świeżość na Susiec trzeba złapać, żeby dyszkę połknąć na szybkości :)
PS. W nogach już nic nie boli (oprócz zakwasów). I przeziębienie też się odczepiło (ale to już jakiś czas temu).