niedziela, 24 listopada 2013

Druga Dycha do Maratonu w Lublinie

Między Pierwszą a Drugą Dychą minęły ledwie 2 miesiące (63 dni dokładnie), a mi wydawało się, że tej Drugiej Dychy to nigdy się nie doczekam.

Dzień zaczął się dość niemrawo - nie specjalnie ekscytowałem się wyjazdem, a nawet przez chwilę rozważałem rezygnację z wyjazdu. Ale to tylko przez chwilę. Bardzo negatywnie nastrajała mnie myśl, że jadę do Lublina sam. Normalnie powinna towarzyszyć mi MKŻ, ale przez jakieś kilka (kilkanaście?) następnych miesięcy nie będzie to możliwe. Żaden z biegających kolegów jakoś też nie wybierał się na dyszkę i tak oto wyszło, że jechać musiałem sam.

Kiedy wyjeżdżałem z Zamościa przeciwko sobie miałem też pogodę - zaczęło padać. Cały ranek był jakiś taki na "nie". Po drodze do Lublina trochę padało i było dużo mgieł. Byłem pewien, że bieg będzie się odbywał w podobnych warunkach. Na szczęście po dojechaniu na miejsce przestało padać, a mgły rozwiał niezbyt silny wiatr. Tylko chłodno jakoś tak było. Po dojechaniu na miejsce miałem jeszcze pół godzinki na odbiór pakietu startowego, przebranie się, zapięcie numeru startowego, rozgrzanie się, nawodnienie.

Organizatorzy po raz kolejny stanęli na wysokości zadania - wszystko grało jak należy. No, może oprócz nagłośnienia, które jeszcze ani razu podczas moich 3 występów na dychach nie zadziałało jak powinno (ale kogo by to obchodziło?).

Po tradycyjnym głośnym odliczaniu nastąpił start z miejsca, które bardzo dobrze już znam - okolice Zalewu Zemborzyckiego. Tyle, że tym razem nie biegliśmy ulicami, a lasem. Taki pomysł na urozmaicenie Dych to moim zdaniem strzał w dziesiątkę. Bardzo przyjemnie biegło się leśnymi drogami, a dodatkową atrakcją było... BŁOTO, kałuże, badyle i ścisk. Na moje szczęście gleby nie zaliczyłem, choć raz byłem blisko. Taktyka na takie biegi jest prosta - widzisz kałużę to jej nie omijaj. To właśnie podczas usilnego omijania kałuż widziałem najwięcej nieciekawych akcji :) Przecież na mecie i tak wszyscy byliśmy mniej lub bardziej upaćkani błotem.

Wynik, który udało mi się uzyskać jest całkiem niezły biorąc pod uwagę, że nie zrobiłem sobie przerwy od piątku - łącznie przez te dwa dni przebiegłem 20 km.

Czas (z smsa od organizatora): 49:40 (netto: 48:50)
Miejsce OPEN: 220/735

W kategorii M30+: 69/205

Pozdrowienia dla P. i J.

A na koniec jak zwykle trochę zdjęć i muzyki.






Pchełka approved!

Co bieg złączył, człowiek niech nie rozłącza

Dziś 22 rocznica śmierci Freddiego, to może Queen:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz