poniedziałek, 22 września 2014

III Półmaraton Pamięci Żołnierzy Września 1939 r. w Tomaszowie Lubelskim - 20.09.2014

Zawody w Tomaszowie Lubelskim po raz trzeci odbywały się na tej samej trasie, więc były dobrą okazją na sprawdzenie swojej formy poprzez porównanie siebie do wyniku sprzed roku.

Dla mnie jednak najważniejsza była odpowiedź na pytanie, czy po powrocie po kontuzji w 3 miesiące da się zrobić formę na półmaraton i czy taki okres trenowania pozwoli na bezpieczne i bezkontuzyjne dobiegnięcie do mety. A że pamięć biegacza-amatora zawodna jest i nie chce on pamiętać o niedawnych kłopotach zdrowotnych (i stąd pomysł na prowadzenie bloga, żeby sobie przypominać o niektórych sprawach pisząc nowe posty i czytając starsze), to głupek wymyśla sobie przed zawodami, że poprawi swój czas o 10 minut...

Mówi się, że w życiu trzeba mieć marzenia, to sobie wymarzyłem, że 21 km przebiegnę w 1:30. Teraz już wiem, że będzie to bardzo trudne do zrealizowania, ale może przy odrobinie szczęścia i dzięki solidnemu treningowi uda mi się zbliżyć do tego wyniku. Na pewno kolejny bieg po Roztoczu uzmysłowił mi też, że trenując muszę robić więcej podbiegów i wytrzymałości tempowej. Bardzo mnie irytowało, że wspinając się na górki traciłem tak dużo sił i czasu, a z kolei zbiegając nie mogłem przyśpieszyć bardziej niż 4:30. I coś mi się zdaje, że po zimie można by się zabrać za nieco bardziej zestrukturalizowany trening - więcej konkretnych celów a mniej przypadkowości. Choć z drugiej strony, jeśli ma mi to popsuć frajdę z biegania, to też jakoś mocno nie będę do tego dążył.

Do Tomaszowa pojechała ze mną MKŻ razem z Maleństwem - to jego pierwsze w życiu (3 miesiące) zawody! :) Pierwszy raz też na wyjeździe towarzyszyli nam moi Rodzice. A na miejscu spotkałem jeszcze P., J., Cz. i P.

Każdy z nas przyjechał tu z innym celem, więc nie było jak się zgadać, żeby biec razem. Tuż przed rozpoczęciem biegu mocno zachmurzyło się i zaczęło kropić. Startowałem tradycyjnie z tyłu ale wiedziałem, że na stadionie muszę pobiec szybciej niż przed rokiem. I udało się - 4:26 i 4:12. I gdyby tak takie tempo udało się utrzymać jeszcze przez kolejne 18 km... :)

Po wybiegnięciu ze stadionu zaczęło padać jeszcze bardziej. Właściwie to zaczęło lać. Pierwszy raz biegłem w tak dużym deszczu na zawodach. W okolicach 10 km przyszedł pierwszy kryzys - zmęczenie, deszcz, wiatr i przemoknięte buty, które nagle zrobiły się takie ciężkie... Zastanawiałem się nawet nad ich zdjęciem, ale to była by lekka przesada, żeby biec 10 km z powrotem boso. Oczywiście tak mokre buty obtarły mnie dość nieprzyjemnie na dużych palcach.

Zmęczenie udało mi się jakoś wybić z głowy i pewnie pomogły w tym też dwie tubki żelu enduro.

Zabierając się za pisanie tej relacji miałem w głowie plan, żeby napisać o punktach z wodą. I oczywiście nie pamiętam ile ich było. Wydaje mi się, że 3, ale jakoś tak nie po mojemu rozstawione i cieszę się, że miałem ze sobą pas z dwoma małymi buteleczkami - w jednej woda, w drugiej izo. Bo właśnie izotoników organizator nie zapewniał.

Jeszcze słowo o pakiecie startowym - niebieska koszulka z napisem tytułowym, buteleczka wody, jogurt, ciasteczka i dwa przewodniki - jeden po Tomaszowie Lubelskim, drugi o Roztoczu. Czyli standard. A medal taki jak przed rokiem, tylko z tyłu dodana figurka świętego.

Ogólnie jestem zadowolony. Plan minimum zrealizowany i jest nadzieja, że przy takiej formie i sprzyjającej pogodzie jeszcze ze 2 - 3 minuty można spróbować urwać :)

Jeszcze dodam, że byłem 25 na 57 zawodników sklasyfikowanych (niestety nie wszystkim udało się dobiec) i 3 z Zamościa :)

Zdjęcia (dzięki MKŻ):


















A tu jeszcze taki Godsmack: