Nie biegam od tygodnia.
Jeszcze pewnie przyszły tydzień odpuszczę.
Powód? Potworny ból nad prawą kostką, a właściwie to w miejscu pomiędzy kostką a głową łydki, od wewnątrz. Pisząc potworny mam na myśli POTWORZASTY. Taki ewidentnie wykluczający z biegania (po wstaniu z łóżka, często nawet uniemożliwiający normalne chodzenie). Walczę z nim masażami i smarowidłami - na zmianę idzie arcalen, fastum i altacet. Po tygodniu znacznie się poprawiło, ale jeszcze nie jest dobrze. Szlag mnie oczywiście trafia, bo już bym sobie pobrykał... I jak zacznę, to też będę musiał powoli. Pewnie zacznę od piąteczek, czyli pół godzinki i do domu. Nic to, najważniejsze, żeby ból przeminął.